lirikcinta.com
a b c d e f g h i j k l m n o p q r s t u v w x y z 0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 #

o obrotach sfer niebieskich - koszo lyrics

Loading...

[verse 1: koszo]
był całkiem zwyczajny dzień, jeden z tych, w które nie żyjesz
na ulicach nawet krew nie zostałaby na chwilę
mam – w sobie kanał, możesz dać volume na wyżej
ale ode mnie zależy co w nim w końcu usłyszycie
miałem spoko sen tej nocy, był cholernie prawdziwy
w pewnym sensie dałbym rękę, że nie śniłem fikcji, yo
ogarniam siebie, w oczach odbicie wczoraj
a że, chciwo patrzę na przyszłość to przemywa je woda
jest dwunasta, ja na trzynastą w studio
miałem nagrać kawałek, ale chuj mówi się trudno
przeglądam sieć, piszę tekst – wiesz układam
czytam, że kilku cwaniaków zabiło czternastolatka
no co za dramat i to jeszcze u mnie w mieście
a działo się to obok, wtedy robiłem na “strefie”
w sumie ustawiam się z k-mplem, jest browar w planach
i idziemy gdzieś na szamę, bo znów nie zjadłem śniadania

[verse 2: koszo]
jestem w zajebistym humorze i super
i czuje się jakbym mógł zrobić wiele w jedną sekundę
rezygnujemy z browara i jak zwykle wporzo gadka
i mierzymy coraz wyżej #manhattan
na początek, skręcam w prawo, ta ulica ma twarz
nie jeden z nas, potknął się o jej krawężnik nie raz, ej
prawo studiujesz, sprawujesz albo je łamiesz
albo szukasz w nim luk, choć żaden z ciebie skywalker
czasami johny walker na stole, bo masz w kieszeni papier
albo zmawiasz pacierz, wierzysz w lepszy koniec
idę dalej, skręcam w lewo – bazar na mieście
kontrabandy, bez podatków, co sprzedają ludzkie mięśnie
chodzi o kształ fajki najki, albo o fajki z przemytu
kilka klasyków na cd, przegranych kilka filmów
tutaj ludzie mają ludzki wstręt – puste dłonie
w takim biegu, nie ma chwili by zatrzymać się na moment

[verse 3: koszo]
idę dalej, od dłużej chwili biegnę jak palant
na końcu drogi, chyba czeka jakaś szansa
widzę siebie, ale jestem obok, a nie w środku
świat pędzi w inną stronę, gdy znów napotykam opór
i znów napotykam wrogów, bo mam swój kawałek szczęścia
ich szczęściem jest mój pech #kawaler do wzięcia
dochodzę do celu, odbieram aviso z poczty
dostaję jakąś paczkę, a w niej niebieskie sfery
myślę sobie spoko, jak dla mnie niezły motyw
dostaje olśnienia, jakby odkryłem coś #kopernik
na co mi ekskomunika, ciągle szukam i wierzę
one kręcą się wzajemnie, mnie przynajmniej kręcą nieźle
nie siłą fizyczną, lecz siłą argumentu
bez robienia protestów, moją dygresją się częstuj
chcieli mówić nam o bólu, sami nie wiedzieli
który świat to rzeczywistość? wielkość źrenic #wyspa tajemnic

[verse 4: koszo]
trzeba się spieszyć, ostrzyć zęby, by być bezpiecznym
ludzie są bardziej dzicy, środowisko to matecznik
taniec ciał niebieskich, bal gdzie parkiet nie jest równy
nie jesteśmy już na równi, gramy o punkty
tutaj wszystko jak na tacy – nie mieszając kościoła
jeśli chodzi o kościół – nie znalazłem w nim boga
jakieś pięćset lat temu za tą gadkę bym spłonął
lub nabity na pal bym nawijał “pierdole to” #pono
ja jestem z f do s, człowiek – poznaj ekipę
choć dzisiaj rzadziej, się widzimy wszyscy razem
nie bywam z kacem, i nie mam dziś planu raczej
może rzucę coś na wachę, z k-mplem pojeździmy autem
podjedziemy po dziewczyny – czekją zawsze
tak dobrze, że ją mam, co bym zrobił gdybym nie miał jej
zmieniam temat, bo nie o tym chcę nawijać
oto storytelling o tym jak to wszystko porozkminać

[verse 5: koszo]
wbijam szpony w klaty wrogów, nie chcę lecieć obojętnie
jestem zły na wszystko jedno, obojętność niszczy serce
nie odczytasz mych wartości z tablic matematycznych
możesz szacować, plus i minus, ale możesz zostać z niczym
każda chwila dla mnie polem do popisu
choćby chcieli nas doścignąć, strzelać do nas z karabinów
tak łatwo ranić ludzi, znam nie jeden przypadek
albo trzymasz za mnie kciuki albo pozdrawiasz mnie f-ckiem
albo masz to w dupie raczej, bo nie sk-małeś jeszcze
albo mam wypchaną kieszeń, albo pustą przestrzeń
częściej to drugie, kurwa nie z mojej decyzji
kiedyś wypcham sobie kieszeń podróżując jak włóczykij
nie robię z jointów klasyki – robię numery z klasą
z dala od samozwańców – klasykami się staną, yo!
wszystko się kręci tak jak obieg pieniędzy
w dupie się poprzewraca jeśli na nich nie siedzisz

[verse 6: koszo]
dobra, widzę się z ziomkiem, on powija mnie na melanż
choć już kręci mi się w głowie i czuje się jak ruletka
ziom mi mówi, że ma pecha, bo pokłócił się ze swoją
i w ogóle ma ochotę wiesz najebać się za czworo
przed wejściem do chaty wspominam, “wbijam na chwile”
chwyta za klamkę jak w filmie – czar zaraz pryśnie
przechodzę przez próg, paru gościu podpiera ściany
i mnie obcinają dziwnie jakbym został rozpoznany
wiesz, jeden podbija i pyta czy ja to koszo
i czy ja robię te rapsy, którymi jara się tak mocno
strzał w dziesiątkę, i pytam co tam?
bo nie wiem jak u ciebie, jak dla mnie jest kalifornia
gość bierze mnie na lufę, potem skręca blanta
choć dziś wyjątkowo piję, to chętnie z tobą zajaram
potem znowu się wkręcam, robię prawie za dj-a
puszczam zwykle coś grubego i się bawi cały melanż

[verse 7: koszo]
mam niezłą bekę – “gdybym wstał to bym upadł”
ktoś z boku to usłyszał i skombinował mi towar
wiesz.. mówię mu lekko lecz nie bawię się w odkurzacz
chyba, że kręcimy blanta to spalimy go na pół brat
zawinął bletkę, mówi, że już nie ma miejsca
więc dostałem calaka, koszo zachłanny jak bestia
ja wypuszczam dym, a razem z nim – kłęby wrażeń
i nie dziw się, że patrzę na to już inaczej
jest tu kilku mc’s więc sobie stajemy w kółku
i każdy sobie rzuca na free – wersy o trunku
gdzieś obok słyszę krzyki, ktoś wyrywa na siłę
i ten gościu dostał bilet, poproszony żeby wyszedł
tak sobie myślę, wiesz jak dla mnie beka
jak kurwa można z melanżu przed świtem wygnać człowieka
lecimy dalej, to ten temat gdy chcesz znikać
gdy chłopaki zaczynają dyskutować #polityka

[verse 8: koszo]
przemijamy z tematami, są tak szybkie jak blizkreig
potem znów się powtarzamy i wracamy jak freezbie
nigdy nie zrozumiem, mówią nigdy nie mów nigdy
albo zawsze mówią zawsze, gdy chcą z mózgu zrobić papkę
ej robi się później, chyba czwórka jest na tarczy
myśle chyba czas już nastał żeby zawijać do chaty
był całkiem zwyczajny dzień, jeden z tych, w które nie żyjesz
na ulicach nawet krew nie zostałaby na chwilę, wiesz

Random Song Lyrics :

Popular

Loading...