trip - halny lyrics
[intro]
coś mnie drapie, słyszę jak po nocach stary chrapie
stary mam chrapkę na twą zabawkę i trawkę
by odkryć swą zajawkę a nie tylko zajebać łbem w ławkę
by stopniowo zwiększyć dawkę, napisać o tym rozprawkę
bo mnie łapie to co drapie i drga
w mym mindsecie znów ona, gdy o tym piszecie nie dacie rady tego pokonać
gdy w gazecie te słowa w końcu wymaże zielony tusz
ja w końcu pokażę diabłowi, że oddam mu siedem swoich dusz
[zwrotka]
nie wiem czy to ja wibruję, czy wariujesz ty
na tych samych falach nadajemy jak dwie północne łzy
co ja dupię, jak północ i południe
w magnesie który napędza tą wirującą wytwórnię
gdy się w końcu zrobi pochmurnie
gdy ostatnia kropla racji zostanie znów u mnie
znów twój bieg przekroczy tą metę w pogoni za jutrem
zapomniałem jak umrę, czy trafię na urnę, czy też trumnę
moje słowa zostaną tu i ówdzie
tylko bóg wie kiedy nadepnę komuś na odcisk
czy to ziomkowi czy bestii z północy
ja pół nocy przeleżę i w to nie uwierzę, że człowiek to tylko zwierze
uważaj, bo lecą talerze, lecą szklanki
życie to nie tylko niespodzianki jakie możesz trafić celując w wierne fanki
lecz to też poranki i upadki
gdy spadasz na piasek z ławki, i słyszysz od losowych ludzi “ale oni są zabawni”
czy stosując to na własną rękę, czy w poradni
usłyszysz ten głos wydobywający się z porannej mrzawki
aż w końcu spadniesz z tej huśtawki i tripa wykonać znów musisz
aż w końcu zbierzesz swe życiowe przystawki
łykając znów się zakrztusisz
aż się udusisz i na kolejną szansę się skusisz
i będziecie skuci, aż to raz w końcu powróci
i dystans między wami się skróci
jak kwantowe tunelowanie, jak praw fizyki załamywanie
i gadanie o tym co dobrego jest w tym planie
by doskonale jebnąć tym, co trapi nas trwale
gdy ja to odstawiam w niepamięć to jakby ktoś kazał mi to pod dywan zamieść
wiem, że przyjdzie zamieć i zmrozi nas na amen
wielkie dzięki daniel za siłę do działania
pięciolitrowy baniak a w nim jakaś kania
to całą prawdę mi odsłania
gdy dojdzie do odsłuchania dojdzie do porażenia i mózgowego przyćmienia
aż w końcu zrozumiesz, że miałem dylemat co do swego istnienia
i cieszenia się z tego co nam dała ziemia, choć to nic nie zmienia
pustka różna jest od istnienia
gdy z cienia pokaże się cały obraz tęsknoty i serca zgnilizny
z tego plemienia wyciągniesz jak porwać te cnoty i zagoić blizny
od tej bagiennej stęchlizny już mózg mi martwieje
myśląc o tej czy innej sprawie widzę boga, który w twarz mi się śmieje
razem z diabłem gdy z rana kogut pieje
i delikatny wiatr czapki z głów nam zwieje
to jest tak co się dzieje, widziałem na święta się z matką
choć z nią mieszkam, to pogadać zdarza nam się mega rzadko
jednak gdy wracam do domu z chrapką w nocy na coś mocnego
myślę o tym, czemu wybrałem ją, a nie ciebie, mój drogi kolego
i gdy zburzysz wieżę z klocków lego dowiesz się co te dwie rzeczy mają ze sobą wspólnego
nie to coś powtarzalnego tylko coś, co przyszłość trapi i trapuje nas w rozpaczy
gdy coś w końcu się rozkraczy i będzie tak, że o tym wiesz
dopiero wtedy zrozumiesz, o czym jest ten tekst
Random Song Lyrics :
- arts & crafts (traduzione italiana) - melanie martinez lyrics
- vibrate (part. pitbull) - prince royce lyrics
- past tense - benshi lyrics
- handle with care - marteen lyrics
- wow - team salut & düki tran lyrics
- drift on - gaika lyrics
- plane crash - topher kavook lyrics
- bloodbath - tcs lyrics
- every step of the way (pre-reprise) - craig hawes lyrics
- drama - yhueizy lyrics